Kłamstwa z social mediów
Wypadł Ci gorszy dzień. Szukasz jakiegoś sposobu by uciec do siebie, swoich myśli, problemów w pracy czy z partnerem. Chodzisz, kręcisz się. Posprzątałaś całą chatę, upiekłaś ciasto. Nawet kota wygłaskałaś tak, ze biedak ucieka jak Cię widzi. Przechodzisz obok lustra i nagle tak na siebie patrzysz i przypominasz sobie, że nie masz już 20 lat tylko więcej.
Zaczynasz niby niewinnie analizować swoje ciało. Najpierw nogi, brzuch potem piersi. Ostatecznie zrobiłaś sobie taki przegląd ciała, że nawet badanie rentgenem nie jest tak dokładne. Nie opuściłaś ani cm swojej sylwetki. Ocena ostateczna? Dwója! I tylko dlatego nie z minusem – że światło było zbyt słabe.
Po tej mentalnej autodestrukcji postanawiasz poszukać motywacji. W końcu co chwile wyskakują Ci hasła, że jak chcesz, to możesz wszystko. Ze nie ma ograniczeń jeśli tylko odpowiednio zaciśniesz zęby. Gdzie ją znaleźć tak by na momencie otrzymać swój strzał dopaminy i poczuć się lepiej?
Realia social mediów.
Na dzień dobry z impetem uderzają Cię krągłe i idealne pośladki fit modelki. Widzisz, widzisz – ona nie ma cellulitu! Jednak da się! – podpowiada ten wredny głos w Twojej głowie. Nieważne, że ma nałożony filtr na Insta. Może to photoshop? A może to jej geny? A może trening i dieta? Mniejsza z tym. Nie obchodzi Cię to bo najważniejsze, ze Ty tak nie wyglądasz.
Nie pozostaje nic innego jak załamać się nad sobą bez reszty, porównując taką sylwetkę do swojej. Przysiąc, że od jutra pełna przemiana. Zero taryfy ulgowej! To jest dla słabiaków! Albo wygram albo umrę! Dziś tylko ostatnia szamka, bo od jutra życie ascety! Możesz być kim chcesz, wyglądać jak chcesz wystarczy chcieć – super hasło. Idealne dla kogoś kto myśli, że samo chcenie wystarczy. A potem płacz.
Niższa waga wyznacznikiem efektu?
W pracy spotkałem się wiele razy z osobami, które miały znak równości: zgubie X kg = będę szczęśliwa. Niestety z utratą tkanki tłuszczowej czasem takie osoby traciły energię być żyć. Czemu? Może jeszcze o tym nie wiesz, ale zapewniam: nie wystarczy schudnąć, żeby wyglądać tak, jak to sobie wymarzyłaś. To może w ogóle nie być możliwe.
Nie masz wpływu na proporcję talia-biodra. Nie masz wpływu na kształt ud. Nie masz wpływu na długość nóg. Nie masz wpływu na wiele rzeczy składających się na ogólny wygląd sylwetki. Nie wiesz, jak będzie wyglądało Twoje ciało po zakończeniu redukcji. To, że sobie stworzyłaś obraz siebie jako królowej życia może spowodować, że później spotka Cię wielkie rozczarowanie. Jedyne co możesz kontrolować, to Twój umysł. Tylko. I tak samo, jak może on być Twoim najlepszym przyjacielem, tak samo może być Twoim największym wrogiem.
Wygórowane oczekiwania sabotują działanie.
Nawet jeśli ta myśl bardzo Ci się nie podoba i próbujesz wmawiać sobie, że jest inaczej, podświadomość już dawno to skumała: oczekujesz niemożliwego. Powiem więcej – to, że głośno gadasz o zmianach, to że masz ciuchy na trening i buty za 500 zł do biegania nie oznacza, ze w ogóle zaczniesz swoja przemianę. Marzysz o odrealnionej wersji siebie i jednocześnie olewasz kolejny trening, a zamiast 30 minut gotowania jedzenia do pracy wybierasz kolejne 30 minut serialu, do którego prędzej czy później dołączą chipsy.
Nie wiem czy pamiętasz, ale żeby schudnąć 20 kilogramów, najpierw trzeba zrzucić pierwszy. Nieważne ile jeszcze przed Tobą – skup się na progresie, zamiast snuć wizje, w które sama nie wierzysz. Tak. Bez względu jaki masz obraz siebie – mamy ową podświadomość. I to właśnie ona się aktywuje w momentach stresu, gniewu, gdy jesteś głodna, niewyspana albo masz zacząć dietę. Ale to nie jest jakiś twór z kosmosu. To część Ciebie i wszystko co tam się znajduje jest tam dzięki Tobie.
Odrzucenie jest częścią procesu motywacji.
Pozwól, że wyjaśnię: opieranie motywacji do odchudzania na efektach jest totalnie nieudolne. Największa przeszkoda w odchudzaniu polega na tym, że ciało bardzo powoli reaguje na nasze działania (dietę + trening). Gdy dodamy do tego fakt, że choćby skały srały, a Ty razem z nimi wyłabyś z bólu nad zakwasami i z głodu nad liściem sałaty, to nie daje Ci gwarancji osiągnięcia wymarzonej sylwetki. Robi się problem.
Z odchudzaniem tak, jak ze wszystkim w życiu – mówiąc czemuś „tak”, prędzej czy później trzeba powiedzieć „nie” czemuś innemu. Może być tak, że wraz z kilogramami zrzucisz kompleksy – schudniesz i faktycznie poczujesz się ze sobą lepiej. A może być też tak, że choć zmieni się Twoja sylwetka, to w Tobie nie zmieni się zupełnie nic – znajdziesz sobie nowy powód do czepiania się siebie.
Skup się na sobie i nie słuchaj innych.
Zazwyczaj to nie Twój wygląd jest przyczyną cudzych docinków i kąśliwych uwag. Ludzie będą Ci gadać by odwrócić uwagę od siebie. Będą Cię nazywać grubasem czy tłuściochem, bo chwilowo poczują się lepiej. Ale to jest chwilowe. Przez te kilka chwil nie muszą patrzeć na siebie i to jak wygląda ich życie. Nie musisz dostawać codziennie kablem po plecach by poczuć się jak ofiara przemocy. Przemoc psychiczna robi większe szkody niż fizyczna bo nie znika. To co? Mam olać to jak wyglądam, gdy mnie mieszają z błotem? Nie! Ale…
Ludzie mają różne powody, dla których chcą zadbać o siebie i zacząć się odchudzać. Jednym z nich może być gniew. W Internecie jest pełno historii, jak mąż odszedł od żony i ta w akcji zemsty postanowiła mu pokazać co stracił i schudła 40 kg (zajebista motywacja). Czy to źle, ze schudła? Nie. Wiec czego się czepiasz Jankowicz? Chodzi mi o motywację – czemu uważam, że akurat ta na dłuższa drogę jest szkodliwa? Bo jest haczyk. Jakoś nikt nie mówi, co się dzieje z takim ludźmi później.
Nadmierne odchudzanie może być niebezpieczne.
Nikt nie mówi jakie skutki uboczne ma takie zachowanie. Można tutaj zastosować analogię do zużycia silnika. Ignorujemy to, co się dzieje, gdy początkowy gniew, który dawał nam siłę gaśnie. Żeby utrzymać taki poziom energii, musimy go podsycać. Ostatecznym jednym źródłem pozostaje sam gniew. Nakręcasz się działasz, ale ostatecznie – niszczysz siebie. Bo ta energia skupia się do wewnątrz. Ona nie uchodzi. Ale na pewno to czujesz po swoim pobudzeniu, problemami ze snem czy ciągle nawracających, negatywnych myślach. Tylko czy warto?
Odchudzanie wymaga akceptacji samego siebie.
Myślę, ze nie. Zaakceptuj to ile pokazuje Twoja waga. Bez ściemniania. Nie dopowiadaj sobie tylko jaka jesteś beznadziejna, bo to nic nie zmieni. Akceptacja nie oznacza siedzenia na tyłku. Zadbaj o swoje zdrowie dla siebie. Czemu? Bo jeśli siebie nie pokochasz to żadne nakazy, zakazy, proszenia, grożenie na dłuższą metę nie zadziała. Zrób to dla siebie – bo jesteś tego warta.
9 stycznia 2023 @ 11:02
Znam świetny film na ten temat – „Dylemat społeczny” na Netflixie. Otwiera oczy.
9 stycznia 2023 @ 11:05
Strasznie współczuję współczesnej młodzieży. Nie chcę zabrzmieć jak boomer – mam „dopiero” 30 lat, ale pamiętam że w latach 2002-2007 komórki dopiero wchodziły na rynek i człowiek nie traktował ich jak Boga, raczej fajny dodatek, którym można się pobawić raz w tygodniu. Teraz dzieci godzinami siedzą w telefonach i nawet nie wiedzą co je omija…
9 stycznia 2023 @ 11:07
„Zaakceptuj to ile pokazuje Twoja waga. Bez ściemniania” święte słowa. Może i znajomych w internecie oszukasz, ale siebie samej już nie.